Na zewnątrz śnieżyca. Przez zabite dechami okiennice dostaje
się mróz, a ci którzy przetrwali grzeją się przy wygasającym koksowniku. Gdzieś
w rogu młoda matka ucisza płaczące dziecko. Staruszkowie leniwie sączą herbatę
zaparzoną któryś raz z kolei. Zdolnych do działań zostało niewielu. Ci, którzy
wychodzą - często już nie wracają, a zmagazynowana żywność kurczy się w
zastraszającym tempie. Nikt nie wie jak
do tego doszło. Jedni mówią o wybuchu, inni są zdania że świat opanowała
zaraza. To już nieistotne. Nie ma co jeść, a nieumarłych wciąż przybywa. Lato
było łatwiejsze do przetrwania. Nawet jesień.. Niestety. Nadeszła
MARTWA ZIMA
Po tym krótkim wstępie zapraszam Was do kolejnego już
unboxingu, gdzie tym razem będzie to wspomniana już gra Martwa Zima!
Samo pudełko przyciąga wzrok. Przedstawia ono kilku ocalałych których będziemy mieli okazję kontrolować podczas gry.
Idźmy dalej. Otwieramy pudełko. Poza powiewem chłodu i
smrodem zgniłych ciał zauważamy instrukcję a pod nią główną planszę.
Tak prezentuje się zawartość pudełka. Jak widać, jest tu
sporo znaczników, jeszcze więcej kart i widać też kartonikowe figurki
nieumarłych. Powróceńców. Szwędaczy. Zombiaków. Zwał jak zwał, w dalszym ciągu
są to żywe trupy z którymi czeka nas zacięta walka.
Instrukcja zachowuje klimat. Wzbogacona o sporą ilość grafik
rozwiewa niemal każdą wątpliwość.
Na planszy głównej, oprócz naszej kolonii w której zaczynamy
grę znajdziemy również śmietnik na zużyte przedmioty (a i nie tylko, Ruda tam
ostatnio znalazła drącego japę dzieciaka o.O), pole na karty zagrożeń oraz cel
główny jak i tory: rund i morali.
Naszych ocalałych przemieszczamy między kolonią a różnymi
lokacjami. Jest ich 6, więc mamy dość duży wachlarz możliwości. Dodam jeszcze,
iż każdy obiekt posiada więcej lub mniej gadżetów danego typu. Oznacza to, że
piguły najprędzej znajdziemy w szpitalu, natomiast jeśli szukamy broni
najlepiej będzie udać się na komisariat.
Kartonikowe figurki ocalałych. Poszarpane ubrania, zapuszczone
brody i nieogolone nogi :D – mniej więcej tak wyglądają nasi bohaterowie w
świecie opanowanym przez zombie. Znajdziecie tu być może znanych już Wam
kierowcę tira, rudą kroczącą przez świat na kolanach czy też sławetnego Geralta z Uzi. Jest też cała chmara truposzy którzy za wszelką cenę chcą wyzjadać mózgi, a w przypadku braku jego posiadania - mogą być ręce i nogi :).
W Martwej Zimie mamy do dyspozycji sporą ilość kart podzielonych
na różne talie. Jakość ich wykonania stawiam na wysoki. Rewersy są świetnie
zaprojektowane i budują klimat. Natomiast karty rozdroży genialnie wprowadzają
element fabularny do gry. Znalazłeś konia? Wojskowi próbują zaatakować Waszą
kolonię? Wybierzcie co chcecie z tym fantem zrobić! Poza tym są tu karty celów
głównych jak i indywidualnych (w tym dla zdrajców), talia przeznaczona dla
ocalałych, znaleziska przypisane do danej lokacji, zagrożenia i karty
wygnańców.
Jak to często bywa w grach, mamy też ściągawki dla każdego z graczy.
Nie są to zwykłe arkusze z informacjami o przebiegu tury, ale także pewnego
rodzaju ‘organizer’. Na obrzeżach zaznaczone są miejsca w których należy
przetrzymywać karty ocalałych oraz swój cel. Również własne kości przetrzymujemy
na odpowiednich polach.
Znaczniki. Wszędzie pełno znaczników! Konserwy, darmozjady,
barykady, hałas, obrażenia i wiele innych. Spokojnie, na początku też
przerażała mnie ich ilość, ale już podczas pierwszej rozgrywki okazuje się że
ten drobny natłok w niczym nie przeszkadza. Wydawca przewidział nawet „wyjątkowe
sytuacje” w których może zabraknąć figurek zombiaków, stąd mamy żetoniki z
wesołymi buźkami truposzy. Czy ja wiem czy to taka wyjątkowa sytuacja? Ostatnio
do takiej doprowadziliśmy w zaledwie kilka rund.
Za każdą postać którą kontrolujemy dostajemy jedną dodatkową
kostkę sześcienną. To właśnie one wyznaczają nasze decyzje które podejmiemy.
I ta najgorsza. Paskudna. Okropna. Znienawidzona. Kość
rydzyka! Ah, przepraszam. Jest to oczywiście kość RYZYKA. Rzucamy nią za każdym
razem gdy zabijamy mózgojada lub zmieniamy lokację. Co ona powoduje że tak się
jej obawiamy? Ano wiele. To przez to cholerstwo w PIERWSZEJ rundzie nasza
kolonia pozbyła się trzech ocalałych, a co za tym idzie – morale spadły o tę
samą wartość. Jakie jest prawdopodobieństwo wyrzucenia „ząbka”, czyli nagłej
śmierci? Ano około 8.3% na jednokrotny traf. To teraz sobie pomyślcie jakie
szczęście mieliśmy..
Całość prezentuje się.. imponująco. Brakuje tylko
zaplamionego juchą śniegu do oddania pełnego klimatu tej gry. Grafiki starannie
wykonane z dbałością o szczegóły. Karty z dobrej jakości papieru. Cała masa
elementów. To wszystko przekłada się na wspaniałą grę w postapokaliptycznym
świecie.
Zachęcam Was do obejrzenia recenzji Martwej Zimy, a tymczasem..
Lina spakowana. Zapas żywności jest. Zapalniczka, latarka,
nóż, grube rękawice – są. Wyruszam na poszukiwania choć litry paliwa do
agregatu, niedługo się skończy a bez prądu możemy nie przeżyć do końca tygodnia.
Jeśli nie wrócę w ciągu doby.. Nie szukajcie mnie.. Do zobaczenia. Mam nadzieję.
Autor: Krzysiek
Zdjęcia: Baś
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz